Kamil Stoch jest już bardzo blisko odniesienia drugiego z rzędu zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni. W czwartek nasz skoczek wygrał trzeci konkurs w Innsbrucku i ma już ponad 60 punktów przewagi nad Niemcem Andreasem Wellingerem.
Do tej pory zanosiło się na to, że rywalizacja o triumf w Turnieju Czterech Skoczni odbywać się pomiędzy Stochem i Richardem Freitagiem. Niemiec zaliczył jednak upadek w pierwszej serii konkursowej i wycofał się z zawodów w Innsbrucku. Pod jego nieobecność, Stoch wygrał na Bergisel z wielką przewagą. Kiedy odgrywano polski hymn, nasz skoczek był wyraźnie wzruszony. - Po prostu cieszyłem się tą wygraną jak każdą inną, bo dla mnie takie momenty to zawsze nagroda za ciężką pracę. Przede wszystkim jestem bardzo wdzięczny trenerom i całemu sztabowi - mówił uradowany 30-latek.
Stoch walczył nie tylko z rywalami, ale także fatalnymi warunkami. Od samego rana w Innsbrucku mocno padało. To powodowało, że były bardzo trudne warunki doi skakania. Wszystko przez miękkie tory, a także zlodowaciały zeskok. - Każdy zawodnik miał tutaj problemy z lądowaniem, bo było bardzo nierówno. Poza tym były miejsca, gdzie było bardzo twardo. W innych z kolei było wręcz grząsko. Po prostu było niebezpiecznie - przyznał nasz mistrz, o którego zatroszczył się w pierwszej serii trener Stefan Horngacher, obniżając mu rozbieg o jedną belkę. To ochroniło Stocha przez zbyt dalekim lotem i jego ewentualnymi konsekwencjami. - W pierwszej serii wybraliśmy bezpieczny wariant i postanowiliśmy obniżyć Kamilowi rozbieg. To jednak zawsze jest ryzyko, bo zawodnicy muszą wówczas skoczyć co najmniej 95 procent wielkości skoczni. Na tym przepisie można jedynie stracić, a nie zyskać - tłumaczył Stefan Horngacher.
Konkurs w Innsbrucku był w ogóle bardzo udany dla Polaków. Sześciu naszych zawodników znalazło się w czołowej "20". Na pierwszej serii udział w nim zakończył tylko Tomasz Pilch, dla którego to był debiut w zawodach tej rangi. - To była niezapomniana chwila w mojej karierze - przyznał 17-latek, który został sklasyfikowany na 42. pozycji.
Tuż za czołową "10" znalazł się Stefan Hula. Po konkursie był zadowolony z 11. miejsca, ale też ze swoich skoków: - To był całkiem udany konkurs, choć po pierwszym skoku miałem mieszane uczucia. Porozmawiałem jednak z trenerem, a ten stwierdził, że to była moja najlepsza próba w Innsbrucku.
Coraz lepiej zaczyna sobie radzić Maciej Kot. Tym razem był 13. - Po Garmisch-Partenkirchen zrobiłem reset systemu i w Innsbrucku wgrałem pierwszą aktualizację. Wreszcie cieszyłem się skokami - przyznał zakopiańczyk.
Zaraz za jego plecami uplasował się Żyła, który także był zadowolony ze swoich prób. Na wysokim 15. miejscu rywalizację ukończył Jakub Wolny. To najlepszy wynik w karierze skoczka z Wilkowic. - Bardzo potrzebowałem takiego wyniku. Jestem zadowolony, bo to były naprawdę dobre skoki w moim wykonaniu - ocenił 22-latek.
Po konkursie w Innsbrucku na czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni spadł Dawid Kubacki. Na Bergisel zajął 20. miejsce. Wciąż ma jednak szansę na walkę o najlepszą "trójkę". - Nie za dobrze działały mi nogi i to była przyczyna słabszych skoków - powiedział Kubacki.
Źródło: PZN




