Twoje miejsce w górach

GMINA PORONIN

ZAPRASZA

2021.04.10, autor

Nie umiera ten, kto trwa w sercach i pamięci naszej…wspomnienie o Bronisławie Orawiec – Löffler

11 lat temu mieszkańcami Gminy Poronin i całego kraju wstrząsnęła wiadomość o katastrofie polskiego TU-154 M w Smoleńsku. W środkach masowego przekazu zaczęły się pojawiać relacje o wypadku i budzące grozę zdjęcia rozbitej maszyny. Potem pojawiła się lista 96 osób, które podróżowały samolotem – 88 pasażerów i 8 członków załogi. Zginęły najznamienitsze osoby w państwie: prezydent RP Lech Kaczyński, towarzysząca mu małżonka Maria, ostatni prezydent na uchodźstwie RP Ryszard Kaczorowski, generalicja Sił Zbrojnych RP, przedstawiciele parlamentu, państwowych instytucji, duchowieństwa oraz reprezentanci Rodzin Katyńskich. Wśród nazwisk pojawiło się również nazwisko mieszkanki Poronina pani Bronisławy Orawiec - Lӧffler. Tak tamten dzień (10 kwietnia) zapamiętała jej krewna, pani Zofia Żegleń, która podzieliła się swoimi wspomnieniami.

Ciocia Bronia - wspomnienie o Bronisławie Orawiec – Löffler

Bronisława Orawiec – Löffler urodziła się w góralskiej rodzinie Orawców, którą cechował niezwykły patriotyzm, zaangażowanie w życie lokalnego społeczeństwa, zainteresowanie losami ojczyzny i narodu. Tak też było, gdy wybuchła II wojna światowa. Cała rodzina Orawców działała w organizacjach walczących z niemieckim najeźdźcą. Bronia również. Jako dziesięcioletnia dziewczynka była żołnierzem AK - łączniczką oddziału „Ciupaga”. Przewoziła meldunki ukryte w rurkach swojego roweru. Kolportowała podziemne gazetki, jeżdżąc beztrosko po wsi. Brała udział w tajnym nauczaniu, którego współorganizatorem była rodzina Orawców.

Po wojnie ciocia Bronia chciała dalej się uczyć, ale jako córka kułaka miała, tak jaki jej siostra Zosia, trudności w dostaniu się na studia. Pomogli jej przyjaciele rodziny z Wrocławia, u których Bronia zamieszkała w 1947 roku. W ten sposób zatarła ślad swojej kułaczej przeszłości i dostała się na weterynarię, a później zmieniła kierunek studiów na stomatologię. Po pierwszym roku studiów przeniosła się bliżej domu, do Krakowa - tu ukończyła studia i poznała przyszłego męża Wiesława Löfflera.

Po studiach ciocia Bronia wróciła na Podhale. Pracowała jako lekarz dentysta w różnych ośrodkach: w Nowym Targu, Bukowinie Tatrzańskiej, Poroninie i Zakopanem. Górale bardzo ją lubili i szanowali, bo była doskonałą dentystką, która nigdy nie wstydziła się swoich korzeni. Ciocia była dumna z tego, że była góralką - mówiła gwarą, ubierała strój góralski przy każdej okazji i uroczystości. Była osobą otwartą na ludzi, szybko nawiązywała kontakty i miała temperament nastolatki, co powodowało, że wokół niej zawsze było gwarno, wesoło i tłoczno. Lubiła, aby dużo się działo. Bardzo lubiła podróże. W wieku 75 lat próbowała zejść do Wielkiego Kanionu w Arizonie. Mówiła, że kto podróżuje, ten żyje podwójnie. Angażowała się w życie całego Podhala. Aktywnie działała w Związku Podhalan.

Pod koniec lat 80. zapisała się do Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich i mnie też do tego namówiła. W naszej rodzinie sprawa Katynia zawsze była ważna, a dzięki cioci Broni stała się jeszcze ważniejsza. To właśnie ciocia postarała się, aby dąb katyński posadzić na terenie Gminnego Ośrodka Kultury w Poroninie. Nasza rodzina sfinansowała wykonanie tabliczki upamiętniającej to wydarzenie – a ciocia Bronia, oczywiście, zorganizowała zbiórkę pieniędzy wśród naszej rodziny na ten cel. Ciocia była też współorganizatorką konkursu „Katyń - ocalić od zapomnienia”. Chętnie uczestniczyła w spotkaniach z młodzieżą, bo lubiła dzielić się wiedzą o tamtych okrutnych czasach. A gdy nadarzyła się okazja wyjazdu do Katynia, ciocia Bronia była od razu gotowa… a i mnie nie musiała długo namawiać, chociaż miałam paszport nieaktualny, mało czasu, ale się udało…

Miałyśmy jechać razem - pociągiem. Na kilka dni przed wyjazdem ciocia Bronia dostała zaproszenie z Kancelarii Prezydenta na pokład samolotu, którym leciał Pan Prezydent RP Lech Kaczyński. Oczywiście, przyjęła zaproszenie - ciocia poleciała samolotem, a ja pojechałam pociągiem. Miałyśmy się spotkać już na terenie memoriału w Katyniu. Zabrałam ze sobą znicze, a ciocia krokusy, które tak lubił stryj Franciszek. Już nigdy więcej się nie spotkałyśmy.

10 kwietnia 2010 roku, godziny poranne

Oczekujemy na przyjazd Pana Prezydenta i reszty delegacji… na rozpoczęcie uroczystości. Przede mną stoi dystyngowany starszy pan i rozmawia przez telefon. Nagle się odwraca i mówi do nas: „Rozbił się samolot z Panem Prezydentem na pokładzie”. Ta wiadomość o katastrofie przychodzi z Polski. Ludzie telefonują do swoich bliskich. Oczekują, że nikt tego nie potwierdzi … ale z każdą minutą wiadomości są coraz bardziej tragiczne. Nikt nie daje wiary tym informacjom. Ja sama przez cały czas patrzę na wejście na cmentarz i wypatruję cioci Broni w stroju góralskim. Ogarnia mnie ogromny strach. Podchodzę do senatora Skorupy i pytam: „Czy pan wie, co się stało? Wie tyle, ile ja. Czuję zagrożenie. Ludzie zaczynają szeptać, że ziemia katyńska jest przeklęta. Spoglądam na rzędy pustych krzeseł i parasole przy nich, mając nadzieję, że się zapełnią… Jednak pozostały puste.

Po nabożeństwie poszłam na „doły katyńskie”, wyjęłam znicz i mocno się zastanawiałam, komu go zapalić - cioci czy stryjowi? „Wieczne Wam odpoczywanie” i zapaliłam obydwojgu.

Bronisława Orawiec – Löffler- ciocia Bronia została pochowana na cmentarzu parafialnym w Poroninie. Żegnały ją tłumy ludzi - rodzina, przyjaciele, sąsiedzi, pacjenci, przedstawiciele władzy. Strzelcy Podhalańscy oddali salwę honorową, a banderia konna w strojach góralskich pożegnała ciocię w piękny sposób, który długo będę pamiętać. Bronia całe swoje życie bardzo lubiła konie.

Ciociu, nie zapomnimy o Tobie, tak jak Ty nie pozwoliłaś zapomnieć o Katyniu.




Zdjęcie: Paweł Pełka , Tygodnik Podhalański